*Oczami Kate*
Podobało mi się jedzenie kolacji przy wielkim stole wraz z czwórką pozostałych osób. Czwórką, ponieważ Gabriel nie wyszedł ze swojego pokoju, tak samo jak Rosie po rozmowie z Gabrielem. Czułam się jakbyśmy byli dużą rodziną i każdy doskonale się rozumiał. Niektórzy nawet bez słów, mam na myśli Rosie. Rob odszedł pierwszy od stołu, powiedział że ma coś do załatwienia. Kiedy skończyliśmy poszliśmy do swoich pokoi. Zobaczyłam jak Rob wychodzi z pokoju Rosie i Anny. Wzruszyłam ramionami , poszłam wziąść prysznic i się położyłam do łóżka.
Wydawało mi się, że moje stare życie w Ohio zostało w tyle i chyba dlatego byłam taka szczęśliwa. Jutro niedziela Joyce obiecała nam pokazać laboratorium, a potem pewnie porysuje.
W poniedziałek pójdziemy do szkoły, a ja w końcu będę miała przyjaciół. Co za cudowna myśl! Wiedziałam że Anna i Lewis będą chcieli jeść razem lunch. Mam nadzieję, że Rob również do nas dołączy. Jeśli chodzi o Gabriela i Rosi, nie jestem do nich przekonana. Wcale ich nie żałuje. Moje myśli zaczęły dryfować. Lekki niepokój, który odczuwałam z powodu Pana Zetesa, zniknął. Szybko zasnęłam. Ale po chwili byłam rozbudzona. Nad moim łóżkiem pochyla się jakaś postać. Wstrzymałam oddech. Księżyc zniknął i nie widziałam szczegółów postaci, a jedynie ciemny zarys. Przez chwilę nie wiedząc czemu, pomyślałam : Rob? Gabriel?
Nagle przez okno wpadło delikatne światło. Dostrzegłam aureolę mahoniowych włosów i pełne usta Marisol
- Co się stało ? -spytałam siadając na łóżku. - Co ty tu robisz?
Jej oczy przypominały dwie czarne dziury.
- Uważaj albo wynoś się stąd- syknęła
- Co takiego?
- Uważaj albo wynoś się stąd. Myślicie, ze jesteście tacy mądrzy, tacy uzdolnieni, prawda? Lepsi od innych. Ale nic nie wiecie. To miejsce nie jest takie, jak myślicie. Widziałam tu różne rzeczy... - pokręciła głową i się roześmiała.- Nieważne. Lepiej uważajcie - nagle urwała i obejrzała się za siebie.
Widziałam jedynie ciemny prostokąt drzwi, ale wydawało mi się, że na dole usłyszałam jakiś hałas.
- Marisol, co...
- Zamknij się. Muszę już iść.
-Ale...
Ale Marisol już wychodziła. Po chwili drzwi do mojego pokoju się zamkły .
Nagle przez okno wpadło delikatne światło. Dostrzegłam aureolę mahoniowych włosów i pełne usta Marisol
- Co się stało ? -spytałam siadając na łóżku. - Co ty tu robisz?
Jej oczy przypominały dwie czarne dziury.
- Uważaj albo wynoś się stąd- syknęła
- Co takiego?
- Uważaj albo wynoś się stąd. Myślicie, ze jesteście tacy mądrzy, tacy uzdolnieni, prawda? Lepsi od innych. Ale nic nie wiecie. To miejsce nie jest takie, jak myślicie. Widziałam tu różne rzeczy... - pokręciła głową i się roześmiała.- Nieważne. Lepiej uważajcie - nagle urwała i obejrzała się za siebie.
Widziałam jedynie ciemny prostokąt drzwi, ale wydawało mi się, że na dole usłyszałam jakiś hałas.
- Marisol, co...
- Zamknij się. Muszę już iść.
-Ale...
Ale Marisol już wychodziła. Po chwili drzwi do mojego pokoju się zamkły .
*Rosie*
Obudził mnie odległy dźwięk dzwonka, spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że jest siódma. Dzwonek nie przestawał dzwonić. Nie budząc Anny wyciągnęłam ubrania i poszłam się przebrać. Gdy wyszłam z łazienki dźwięk był wyraźniejszy i towarzyszyło mu tajemnicze buczenie. Zapukałam do pokoju Roba i Lewisa.
- Proszę- usłyszałam głos Roba i weszłam do środka. Siedział na łóżku, od pasa w górę był nagi. Na drugim łóżku leżała sterta koców, pod którą znajdował się Lewis. Rozejrzałam się po pokoju, szukając źródła hałasu. I wreszcie znalazłam. To była krowa? Porcelanowa krowa z zegarkiem w brzuchu. Z jej wnętrza wydobywał się równy, szorstki głos, który mówił z wyraźnym japońskim akcentem:
- "Wstawaj ! Nie przesypiaj całego życia! Wstawaj ! "
Popatrzałam na Roba był jak zwykle uśmiechnięty .
- Lewis, możesz to uciszyć? - spytałam najgrzeczniejszym tonem na jaki potrafiłam się zmuśić.
- Jest świetny, co nie? - spytał Lewis przytłumionym głosem spod sterty koców.
Wywróciłam oczami i poszłam do naszego pokoju.
- Dzień dobry- powitała mnie Anna.
- Cześć - odpowiedziałam.
Podeszłam do łóżka, pościeliłam je i usiadłam.
- Jak się spało? - spytałam Annę.
- Cudownie, a tobie?
- Tak sobie.
Wyszłam z pokoju przed Anną i schodziłam na dół, na śniadanie. Gabriel również wyszedł z pokoju. Myślałam, że go ominę, ale jednak nie dałam rady. Objął mnie w tali i dał buziaka w policzek. Po czym wyszeptał:
- Ślicznie wyglądasz.
Próbowałam sobie przypomnieć co rano wyciągałam. Tak wiem czerwoną bluzkę , czarną bluzę i ciemne wytarte spodnie z dziurami na kolanach. Odwróciłam się i zobaczyłam zazdrosną Kate. No ale to już nie moja wina, że Gabriel lubi się bawić.
- Musisz z nią pogadać. - powiedział.
-Wiem. - odpowiedziałam - Możesz mnie puścić?
- Oczywiście słonko, tylko...
- Kuźwa bez żadnego tylko. Już albo cię uderzę.
Odsunął się ode mnie i podniósł ręce w obronnym geście.
- Jeśli chcesz się bić to tylko powiedz.
Przeszłam obok niego lekko go szturchając. Zeszłam do jadalni i zjadłam tosta. Później czekałam na resztę z Gabrielem. Nie odezwał się ani słowem ale cały czas się uśmiechał. Pokazałam mu język, a on zrobił to samo.
- " Dobrze mieć takiego przyjaciela" - pomyślałam
- Idiota - powiedziałam
- Idiotka. -odpowiedział
-Wredny idiota.
- Cholernie wredna idiotka.
Do jadalni zaczęli wchodzić inni.
- Nienormalny idiota, który wszystko rucha.
- Piekielnie seksowna idiotka z piekła rodem.
Wszyscy gapili się na nas jak na prawdziwych idiotów.
- Przesadziłeś ! - podniosłam głos i wyszłam z jadalni. Gabriel chyba zrozumiał swój błąd, bo poszedł za mną do góry. Chwycił mnie za nadgarstek i odwrócił do siebie.
- Rosie, nie to mialem na myśli.
- Jak nie to , to co?
- Chciałem Ci tylko dokuczyć, dobrze wiesz, ze tak o tobie nie myślę.
- No nie wiem co myślisz. I nie ma takiej potrzeby żeby to sprawdzać.
- Czyli mi wierzysz? - zapytał zdziwiony.
- Oczywiście, że ci wierzę.
Przytuliłam się do niego i dałam buziaka w policzek .
- A to za co? - spytał zdezorientowany.
- Za to że jesteś.
- Chyba mamy towarzystwo - szepnął mi do ucha. Odwróciłam się i zobaczyłam....