Music

środa, 4 lutego 2015

Rozdział 4

*Oczami Kate*
Podobało mi się jedzenie kolacji przy wielkim stole wraz z czwórką pozostałych osób. Czwórką, ponieważ Gabriel nie wyszedł ze swojego pokoju, tak samo jak Rosie po rozmowie z Gabrielem. Czułam się jakbyśmy byli dużą rodziną i każdy doskonale się rozumiał. Niektórzy nawet bez słów, mam na myśli Rosie. Rob odszedł pierwszy od stołu, powiedział że ma coś do załatwienia. Kiedy skończyliśmy poszliśmy do swoich pokoi. Zobaczyłam jak Rob wychodzi z pokoju Rosie i Anny. Wzruszyłam ramionami , poszłam wziąść prysznic i się położyłam do łóżka.
Wydawało mi się, że moje stare życie w Ohio zostało w tyle i chyba dlatego byłam taka szczęśliwa. Jutro niedziela Joyce obiecała nam pokazać laboratorium, a potem pewnie porysuje. 
W poniedziałek pójdziemy do szkoły, a ja w końcu będę miała przyjaciół. Co za cudowna myśl! Wiedziałam że Anna i Lewis będą chcieli jeść razem lunch. Mam nadzieję, że Rob również do nas dołączy. Jeśli chodzi o Gabriela i Rosi, nie jestem do nich przekonana. Wcale ich nie żałuje. Moje myśli zaczęły dryfować. Lekki niepokój, który odczuwałam z powodu Pana Zetesa, zniknął. Szybko zasnęłam. Ale po chwili byłam rozbudzona. Nad moim łóżkiem pochyla się jakaś postać. Wstrzymałam oddech. Księżyc zniknął i nie widziałam szczegółów postaci, a jedynie ciemny zarys. Przez chwilę nie wiedząc czemu, pomyślałam : Rob? Gabriel?
Nagle przez okno wpadło delikatne światło. Dostrzegłam aureolę mahoniowych włosów i pełne usta Marisol
- Co się stało ? -spytałam siadając na łóżku. - Co ty tu robisz?
Jej oczy przypominały dwie czarne dziury.
- Uważaj albo wynoś się stąd- syknęła
- Co takiego?
- Uważaj albo wynoś się stąd. Myślicie, ze jesteście tacy mądrzy, tacy uzdolnieni, prawda? Lepsi od innych. Ale nic nie wiecie. To miejsce nie jest takie, jak myślicie. Widziałam tu różne rzeczy... - pokręciła głową i się roześmiała.- Nieważne. Lepiej uważajcie - nagle urwała i obejrzała się za siebie.
Widziałam jedynie ciemny prostokąt drzwi, ale wydawało mi się, że na dole usłyszałam jakiś hałas.
- Marisol, co...
- Zamknij się. Muszę już iść.
-Ale...
Ale Marisol już wychodziła. Po chwili drzwi do mojego pokoju się zamkły .
*Rosie*
Obudził mnie odległy dźwięk dzwonka, spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że jest siódma. Dzwonek nie przestawał dzwonić. Nie budząc Anny wyciągnęłam ubrania i poszłam się przebrać. Gdy wyszłam z łazienki dźwięk był wyraźniejszy i towarzyszyło mu tajemnicze buczenie. Zapukałam do pokoju Roba i Lewisa. 
- Proszę- usłyszałam głos Roba i weszłam do środka. Siedział na łóżku, od pasa w górę był nagi. Na drugim łóżku leżała sterta koców, pod którą znajdował się Lewis. Rozejrzałam się po pokoju, szukając źródła hałasu. I wreszcie znalazłam. To była krowa? Porcelanowa krowa z zegarkiem w brzuchu. Z jej wnętrza wydobywał się równy, szorstki głos, który mówił z wyraźnym japońskim akcentem: 
- "Wstawaj ! Nie przesypiaj całego życia! Wstawaj ! " 
Popatrzałam na Roba był jak zwykle uśmiechnięty . 
- Lewis, możesz to uciszyć? - spytałam najgrzeczniejszym tonem na jaki potrafiłam się zmuśić.
- Jest świetny, co nie? - spytał Lewis przytłumionym głosem spod sterty koców.
Wywróciłam oczami i poszłam do naszego  pokoju. 
- Dzień dobry- powitała mnie Anna.
- Cześć - odpowiedziałam. 
Podeszłam do łóżka, pościeliłam je i usiadłam.
- Jak się spało? - spytałam Annę. 
- Cudownie, a tobie?
- Tak sobie.
Wyszłam z pokoju przed Anną i schodziłam na dół, na śniadanie. Gabriel również wyszedł z pokoju. Myślałam, że go ominę, ale jednak nie dałam rady. Objął mnie w tali i dał buziaka w policzek. Po czym wyszeptał:
 - Ślicznie wyglądasz. 
Próbowałam sobie przypomnieć co rano wyciągałam. Tak wiem czerwoną bluzkę , czarną bluzę i ciemne wytarte spodnie z dziurami na kolanach. Odwróciłam się i zobaczyłam zazdrosną Kate. No ale to już nie moja wina, że Gabriel lubi się bawić.
- Musisz z nią pogadać. - powiedział. 
-Wiem. - odpowiedziałam - Możesz mnie puścić?
- Oczywiście słonko, tylko... 
- Kuźwa bez żadnego tylko. Już albo cię uderzę.
Odsunął się ode mnie i podniósł ręce w obronnym geście.
- Jeśli chcesz się bić to tylko powiedz. 
Przeszłam obok niego lekko go szturchając. Zeszłam do jadalni i zjadłam tosta. Później czekałam na resztę z Gabrielem. Nie odezwał się ani słowem ale cały czas się uśmiechał. Pokazałam mu język, a on zrobił to samo.
- " Dobrze mieć takiego przyjaciela" - pomyślałam 
- Idiota - powiedziałam 
- Idiotka. -odpowiedział 
-Wredny idiota. 
- Cholernie wredna idiotka. 
Do jadalni zaczęli wchodzić inni. 
- Nienormalny idiota, który wszystko rucha. 
- Piekielnie seksowna idiotka z piekła rodem. 
Wszyscy gapili się na nas jak na prawdziwych idiotów. 
- Przesadziłeś ! - podniosłam głos i wyszłam z jadalni. Gabriel chyba zrozumiał swój błąd, bo poszedł za mną do góry. Chwycił mnie za nadgarstek i odwrócił do siebie. 
- Rosie, nie to mialem na myśli. 
- Jak nie to , to co? 
- Chciałem Ci tylko dokuczyć, dobrze wiesz, ze tak o tobie nie myślę. 
- No nie wiem co myślisz. I nie ma takiej potrzeby żeby to sprawdzać. 
- Czyli mi wierzysz? - zapytał zdziwiony. 
- Oczywiście, że ci wierzę. 
Przytuliłam się do niego i dałam buziaka w policzek .
- A to za co? - spytał zdezorientowany. 
- Za to że jesteś. 
- Chyba mamy towarzystwo - szepnął mi do ucha. Odwróciłam się i zobaczyłam....

 

niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 3

- Wiedziałem, że przyjdziesz- powiedział
-Nic się nie zmieniłeś - powiedziałam
- A ty za to się zmieniłaś. Urosłaś. Wyładniałaś. I straciłaś skrzydła. Może mi powiesz czemu?
- Anioły Śmierci dostają nagrodę, gdy kogoś zabiją, a Anioły Stróże dostają nagrodę, kiedy kogoś ocalą. Zadawałam się z twoim bratem Aniołem Śmierci i mnie wykorzystał. Raz. Więc wybłagałam Boga o drugą szansę. Później drugi raz mnie wykorzystał. Zabiłam drugiego człowieka, a miał dopiero 15 lat. Bóg się wkurzył i zesłał tutaj, żebym się wami opiekowałam.
- Czemu przebywałaś z moim bratem? - krzyknął na co ja się od niego odsunęłam.
- Brakowało mi cię nie widziałam cię dwa lata. Nikt mi nic nie chciał powiedzieć. Aż cię tu nie spotkałam. Upadłeś? - spytałam ze łzami w oczach.
- Upadłem.
- Ale byłeś dobry.
- Ale też człowiek zabił się przeze mnie, bo nie spełniałem jego życzeń, marzeń , nic miałem na niego wyjebane.
Łzy poleciały po mojej twarzy . Usiadłam na fotelu i ukryłam twarz w dłoniach. Słyszałam jak Gabriel podszedł do mnie . Złapał za nadgarstki i pociągnął w górę. Stałam przed nim i patrzyłam w jego szare oczy.
- Rosie tęskniłem za tobą, za tymi wszystkimi dniami spędzonymi z tobą. Myślałem, że już nigdy cię nie spotkam, nie zobaczę cię. Proszę nie płacz.
- Gabriel ja też tęskniłam za tobą. Nie wiedziałam gdzie jesteś. Tak tęskniłam, że zabiłam dwóch ludzi. - ostatnie łzy spłynęły po mojej twarzy.
- Chodź tu do mnie.
Mocno się do niego przytuliłam. Jego ciepłe ramiona delikatnie mnie objęły. Zawsze gdy miałam problem tuliłam się do niego .
- Gdzie się podziewałeś?
- No więc siedziałem w więzieniach, i poprawczakach.
- Gabriel...
- Nic nie mów- uciszył mnie.
Zamknęłam oczy. Poczułam jak Gabriel dotyka mojego policzka -swoim. Lekko go muska swoimi ustami. Pochyla się i całuje mnie w usta. Odsuwam się od niego.
- Co ty wyprawiasz? Mam się wami opiekować, a nie wchodzić wam do łóżka- wrzeszczę.
- Spokojnie , spokojnie. Kiedyś i tak to ze mną zrobisz.
- Że co ? O nie ja się na to nie pisze.
- Kiedyś zmienisz zdanie, a teraz obiecaj mi coś.
- Co ?
- Obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz.
- Obiecuje, że cię nigdy nie zostawię.
- Dziękuje - odpowiada i się uśmiecha, pokazując przy tym lekko uszczerbiony ząb.
- Do zobaczenia - posyłam mu lekki uśmiech i wychodzę.
Idę do mojego pokoju, siedzi w nim Anna z Lewisem. Pośpiesznie wyciągam ciemna piżamę i idę wziąść prysznic. Wychodzę z łazienki i siadam na łóżku. Rozczesuje moje włosy . Anna gdzieś poszła, najwyraźniej na kolacje, ale ja nie mam ochoty. Wyciągam żyletkę z plecaka i obracam ją w palcach. Zastanawiam się czy się nie pociąć. Kiedyś to robiłam, wtedy czułam ulgę. Słyszę kroki na korytarzu i pukanie do drzwi. Nie zdążyłam powiedzieć proszę, a już ktoś wszedł. Czupryna czarnych włosów zauważyła co trzymam w ręce. Podbiegła do mnie i to wyrzuciła.
- Zwariowałaś ? - wyrzucił Rob z siebie.
- Nie ? - powiedziałam
- Pokaz ręce.
- Dobrze że ręce a nie coś innego - pomyślałam.
- Oh ...
Wyciągam przed siebie i pokazuje mu moje ręce. Widać na nich moje stare blizny.
- Co to jest?
- Blizny. Nie widać?
- Po czym?
- Po żyletce.
- Rosie, Rosie.
- Przestań. Po co tu przyszedłeś? Jak widać Anny nie ma.
- Nie ja do ciebie. Na korytarzu znalazłem bransoletkę. Chyba należy do ciebie. - wyciąga z kieszeni drobną bransoletkę ze skrzydłami i aniołem.
- Skąd wiedziałeś? - pytam
- Kojarzysz mi się z aniołem. Jesteś taka piękna.
- Dziękuje. Ale nie jestem aniołem- skłamałam
- Proszę. - mówi Rob i podaje mi bransoletkę po czym wychodzi. - Pamiętaj, mam cię na oku.
Założyła bransoletkę i się położyłam. Zasnęłam




niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 2

- Dzieciaki, to dla mnie prawdziwy zaszczyt przedstawić wam człowieka, który was tu sprowadził. Człowieka, który odpowiada za cały projekt, Przedstawiam wam Pana Zetesa. Panie Zetes, oto nasi żołnierze. - Joyce nas przedstawia, a pan Zetes podaje rękę. - A oto Rosie Harris i jest z?
- Z Brooklynu- odpowiadam i podaje dłoń.
- O dziewczyna z Brooklynu- uśmiecha się Pan Zetes.
- Dziewczyna z Brooklynu, dziewczyna z klasą- mówię i kłaniam się.
Gabriel zaczyna się śmiać.
-Coś cię śmieszy chłopcze?
- Nie nie.- mówi  już nieco poważnie, ale uśmiech i tak nie schodzi mu z twarzy.
-Doskonale.- Pan Zetes przygląda się całej grupie- Chciałbym, żebyście doszli do porozumienia.Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, że posiadacie ogromny dar. Musicie jak najmądrzej i jak najlepiej wykorzystać wasze umiejętności.
- Teraz dopiero zacznie się gadka- pomyślałam.
Przyglądam się uważnie panu Zetesowi. Ma imponujacą białą czuprynę, przystojną, sędziwą twarz i szerokie ,dobrotliwe czoł.
- Jedną rzecz musicie od razu zrozumieć. Jesteście inni od reszty społeczeństwa. Zostaliście... Wybrani, naznaczeni. Nigdy nie będziecie tacy jak pozostali ludzie, więc nawet nie próbujcie. Kierujcie się innymi prawami. Macie w sobie coś, czego nie da się ograniczyć. Ukryta moc, która płonie w was jak ogień- ciągnął dalej- Jesteście lepsi od reszty społeczeństwa , nigdy o tym nie zapominajcie.
- " Czy on chce nam schlebić, bo jakoś pusto mu to wychodzi" - pomyślała Anna , a ja podsłuchałam i się uśmiechnęłam.
- Jesteście pionierami w wyprawie, która niesie ze sobą nieskończenie wiele możliwości. Praca , którą tutaj wykonacie, może zmienić nastawienie świata do zjawisk nadprzyrodzonych, może zmienić całą ludzkość. Wy młodzi, możecie pracować dla dobra innych.
Rozglądam się po sali i napotykam wzrok Gabriela. Jego oczy wydają się być mroczne i okrutne. On również paczy w moje oczy.
- " Ciekawe jakie emocje wyrażają" -pomyślałam
Poczułam, że się rumienie i opuściłam wzrok.
Kiedy pan Zetes skończył przemawiać, głos zabrała Joyce, prosząc zebyśmy dali z siebie wszystko.
- Będę mieszkać z wami, tu w instytucie - dodała- Mój pokój jest tam- wskazała na przeszklone drzwi na tyłach salonu, które wyglądały jakby prowadziły gdzieś na zewnątrz. - Możecie do mnie przychodzić, kiedy tylko chcecie, w dzień lub w nocy. Aha jest też jeszcze jedna osoba z którą będziecie pracować.
Do pomieszczenia weszła dziewczyna. Wyglądała na studentkę, miała burzę mahoniowych włosów i nieco posępne pełne usta.
- To Maristol Diaz studentka ze Stanford. Nie mieszka z nami, ale będzie codziennie przychodzić żeby pomagac przy eksperymentach. Będzie też gotować. Na ścianie w jadalni znajdziecie godziny posiłków, a jutro porozmawiamy o innych zasadach panujacych w domu. Macie jakieś pytania?
Wszyscy pokręciliśmy głowami.
- Świetnie. Idzcie teraz na gór i odpocznijcie.
Pan Zetes pożegnał się, podając każdemu rękę i wyszedł w obecności dwóch psów.
- Co o nim myślicie ? - spytała Kate, gdy wchodziliśmy po schodach.
-Robi wrażenie,ale jest trochę przerażający. Jakby należał do rodziny Adamsów.- powiedział Lewis
- Te psy były interesujące- dodała Anna- Zazwyczaj potrafię rozszyfrować zwierzęta, powiedzieć, czy są szczęśliwe, smutne czy cokolwiek. Ale te były doskonale chronione. Nie chciałabym nawet próbować z nimi pracować.
- A ty co myślisz? - zapytała Gabriela Kate.
- Myślę, że chce nas wykorzystać do celów własnych .
- Wykorzystać,ale jak? - dopytywała się ostro.
Wzruszył tylko ramionami.
- Skąd mam wiedzieć? Może chce poprawić wizerunek swojej firmy, coś w stylu " Firma z Doliny Krzemowej, działa dla dobra ludzkości". Jak Chevron, który finansuje programy ochrony zwierząt. Oczywiście w jednej kwestii trzeba przyznać  mu rację, jesteśmy lepsi od reszty społeczeństwa.
- A niektórzy z nas są lepsi od innych, co? - spytał Rob wchodząc po schodach.- I nie muszą przestrzegać żadnych reguł.
- Dokładnie- potwierdził Gabriel z lodowatym uśmieszkiem.
Wchodził do swojego pokoju ale nagle się odwrócił.
- Niech nikt nie waży się tu wchodzić. Po długim czasie w cali człowiek chce mieć odrobinę przestrzeni dla siebie. Robi się zaborczy. Nie chciałbym żeby komuś stała się krzywda. - powiedział Gabriel.
Gdy zamykał drzwi Kate powiedziała:
- Gabriel, jak ten anioł? - słyszałam w jej glosie sarkazm.
- Ty możesz wpadać kiedy chcesz- mrugnął do Kate i się uśmiechnął.
Podbiegłam do drzwi i weszłam do pokoju zanim się zamknęły.

sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 1

Słońce dopiero wschodzi nad Kalifornią, a ja stoję na przeciwko fioletowego domu zwanego " Instytutem dla młodzieży o nadprzyrodzonych zdolnościach". No więc ściśle mówiąc będą na mnie eksperymentować, lecz to nie takie duże laboratorium jak SRI* czy na Uniwersytecie Duke'a, powstało rok temu, jest dość małe. Tyle się dowiedziałam od Boga, a i jeszcze, że mam nikomu się nie ujawniać kim jestem. Stoję na zewnątrz dość długo i zastanawiam się czy wejść czy uciec. No nic i tak bym nie uciekła , mam ze sobą walizkę i plecak. Jestem ubrana w czarną sukienkę i tego samego koloru trampki. Moje ciemne włosy są rozpuszczone.
Gdy przekraczam próg Instytutu wita mnie blondynka o krótkich włosach.
- Witam Cię Rosie jestem Joyce Piper.
- Witam, miło panią poznać. - mówię
- Mi ciebie również. Walizkę możesz zostawić tutaj i iść na górę już na ciebie czekają- mówi Joyce i odchodzi.
Czekają? Na mnie? To coś nowego w moim życiu - pomyślałam.
Biorę walizkę do ręki i niosę nią po schodach. Gdy jestem na górze słyszę głosy , z pokoju po prawej stronie. Staję na progu i dziewczyna z czarnymi włosami mnie wita :
- Cześć jestem Anna, pochodzę z Waszyngtonu i potrafię rozmawiać ze zwierzętami.
Potem w jej ślady poszli inni.
- Jestem Kate, pochodzę z Ohio i maluję przyszłość - powiedziała wysoka, dziewczyna o rudych włosach.
- Ja nazywam się Lewis, przyjechałem z San Francisko i zajmuję się Psychokinezą. Przewaga umysłu nad materią- mówi chłopak o ciemnych włosach i słodkiej twarzy.
- Moje pełne imię to Rob Kessler, pochodzenia z Chicago i leczę rany lub jak to określić przekierowywuję energię.- mówi chłopak  o niebieskich oczach i czarnych włosach.
Ostatni chłopak ma głowę spuszczoną i zaczyna mówić.
- Nazywam się Gabriel mieszkam tu i ówdzie i zajmuję się telepatią. Może ty się przedstawisz? - zapytał i podniósł głowę.
- My się już znamy- mówię w szczególności do Gabriela. - Jestem Rosie, pochodzę z Brooklynu i umiem czytać w myślach.
- Masz cudne i zarazem dziwne oczy- zaczyna Kate.
- Zmieniają kolor w zależności od uczuć.
- Ciekawe dlaczego B...- zaczyna Gabriel
- Zamknij się. Pogadamy później- rzucam wrednie.
- To co już wszyscy? Dzielimy pokoje. - cieszy się Lewis.
- Tylko jeden problem nas jest sześciu , a pokoi pięć- mówi Anna.
- Razem z tym? - pytam
- Nie, ten pokój jest dla wszystkich.
- Ja mogę mieć z którąś z dziewczyn- mówi Lewis.
- Nie- prostestuje Kate. - Ja mogę mieć sam. Anna i ty razem,a chłopcy osobno.
- Mi to pasuje i tak dużo miejsca nie zajmuję - mówię. A te meble to po co?
- Wszystko jest dla naszej dyspozycji- odzywa się Rob, który był nieobecny.
- Bierzmy się do pracy- mówi Lewis i zaciera ręce.
Wszyscy wstają z miejsc i zaczynają wybierać pokoje . Anna zaciąga mnie do wybranego już wsześniej pokoju. Jest dość duży, ostatni po prawej stronie korytarza.
- I co ? Może być?- pyta
- On jest piękny.
Pokój jest koloru zielonego z dużym oknem.
- To idziemy po meble.
W każdym pokoju są już łóżka, należy tylko wnieść meble które stoją na korytarzu. Po godzinie nasze pokoje są urządzone. Należy tylko jeszcze urządzić pokój wspólny. Lewis wziął laptopa z domu i dość sporo płyt z muzyką. W końcu Joyce woła nas na obiad. Nie mam apetytu na nic, ale jem jednego naleśnika. W pewnej chwili wszedł starszy pan z laską, lecz może nie tak stary. Miał tylko siwe włosy.
- Wygląda na to że wszyscy już są - powiedział.

sobota, 1 listopada 2014

Prolog

Byłam Aniołem Stróżem, ale zrobiłam coś strasznego. Człowiek którym miałam się zaopiekować zginął z mojego powodu. Zamiast go pilnować zabawiałam się z Aniołem Śmierci, a on tylko mną manipulował. Wtedy Bóg się rozgniewał i odebrał mi skrzydła. Powiedział że mi je odda gdy się poprawie. Zesłał mnie na ziemię, do Instytutu dla młodzieży o nadprzyrodzonych zdolnościach. Dał mi moc czytania w myślach. Nazywam się Rosie mam 17 lat, zostałam zesłana na Ziemię, za karę i będę się opiekować piątką ludzi...