- Dzieciaki, to dla mnie prawdziwy zaszczyt przedstawić wam człowieka, który was tu sprowadził. Człowieka, który odpowiada za cały projekt, Przedstawiam wam Pana Zetesa. Panie Zetes, oto nasi żołnierze. - Joyce nas przedstawia, a pan Zetes podaje rękę. - A oto Rosie Harris i jest z?
- Z Brooklynu- odpowiadam i podaje dłoń.
- O dziewczyna z Brooklynu- uśmiecha się Pan Zetes.
- Dziewczyna z Brooklynu, dziewczyna z klasą- mówię i kłaniam się.
Gabriel zaczyna się śmiać.
-Coś cię śmieszy chłopcze?
- Nie nie.- mówi już nieco poważnie, ale uśmiech i tak nie schodzi mu z twarzy.
-Doskonale.- Pan Zetes przygląda się całej grupie- Chciałbym, żebyście doszli do porozumienia.Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, że posiadacie ogromny dar. Musicie jak najmądrzej i jak najlepiej wykorzystać wasze umiejętności.
- Teraz dopiero zacznie się gadka- pomyślałam.
Przyglądam się uważnie panu Zetesowi. Ma imponujacą białą czuprynę, przystojną, sędziwą twarz i szerokie ,dobrotliwe czoł.
- Jedną rzecz musicie od razu zrozumieć. Jesteście inni od reszty społeczeństwa. Zostaliście... Wybrani, naznaczeni. Nigdy nie będziecie tacy jak pozostali ludzie, więc nawet nie próbujcie. Kierujcie się innymi prawami. Macie w sobie coś, czego nie da się ograniczyć. Ukryta moc, która płonie w was jak ogień- ciągnął dalej- Jesteście lepsi od reszty społeczeństwa , nigdy o tym nie zapominajcie.
- " Czy on chce nam schlebić, bo jakoś pusto mu to wychodzi" - pomyślała Anna , a ja podsłuchałam i się uśmiechnęłam.
- Jesteście pionierami w wyprawie, która niesie ze sobą nieskończenie wiele możliwości. Praca , którą tutaj wykonacie, może zmienić nastawienie świata do zjawisk nadprzyrodzonych, może zmienić całą ludzkość. Wy młodzi, możecie pracować dla dobra innych.
Rozglądam się po sali i napotykam wzrok Gabriela. Jego oczy wydają się być mroczne i okrutne. On również paczy w moje oczy.
- " Ciekawe jakie emocje wyrażają" -pomyślałam
Poczułam, że się rumienie i opuściłam wzrok.
Kiedy pan Zetes skończył przemawiać, głos zabrała Joyce, prosząc zebyśmy dali z siebie wszystko.
- Będę mieszkać z wami, tu w instytucie - dodała- Mój pokój jest tam- wskazała na przeszklone drzwi na tyłach salonu, które wyglądały jakby prowadziły gdzieś na zewnątrz. - Możecie do mnie przychodzić, kiedy tylko chcecie, w dzień lub w nocy. Aha jest też jeszcze jedna osoba z którą będziecie pracować.
Do pomieszczenia weszła dziewczyna. Wyglądała na studentkę, miała burzę mahoniowych włosów i nieco posępne pełne usta.
- To Maristol Diaz studentka ze Stanford. Nie mieszka z nami, ale będzie codziennie przychodzić żeby pomagac przy eksperymentach. Będzie też gotować. Na ścianie w jadalni znajdziecie godziny posiłków, a jutro porozmawiamy o innych zasadach panujacych w domu. Macie jakieś pytania?
Wszyscy pokręciliśmy głowami.
- Świetnie. Idzcie teraz na gór i odpocznijcie.
Pan Zetes pożegnał się, podając każdemu rękę i wyszedł w obecności dwóch psów.
- Co o nim myślicie ? - spytała Kate, gdy wchodziliśmy po schodach.
-Robi wrażenie,ale jest trochę przerażający. Jakby należał do rodziny Adamsów.- powiedział Lewis
- Te psy były interesujące- dodała Anna- Zazwyczaj potrafię rozszyfrować zwierzęta, powiedzieć, czy są szczęśliwe, smutne czy cokolwiek. Ale te były doskonale chronione. Nie chciałabym nawet próbować z nimi pracować.
- A ty co myślisz? - zapytała Gabriela Kate.
- Myślę, że chce nas wykorzystać do celów własnych .
- Wykorzystać,ale jak? - dopytywała się ostro.
Wzruszył tylko ramionami.
- Skąd mam wiedzieć? Może chce poprawić wizerunek swojej firmy, coś w stylu " Firma z Doliny Krzemowej, działa dla dobra ludzkości". Jak Chevron, który finansuje programy ochrony zwierząt. Oczywiście w jednej kwestii trzeba przyznać mu rację, jesteśmy lepsi od reszty społeczeństwa.
- A niektórzy z nas są lepsi od innych, co? - spytał Rob wchodząc po schodach.- I nie muszą przestrzegać żadnych reguł.
- Dokładnie- potwierdził Gabriel z lodowatym uśmieszkiem.
Wchodził do swojego pokoju ale nagle się odwrócił.
- Niech nikt nie waży się tu wchodzić. Po długim czasie w cali człowiek chce mieć odrobinę przestrzeni dla siebie. Robi się zaborczy. Nie chciałbym żeby komuś stała się krzywda. - powiedział Gabriel.
Gdy zamykał drzwi Kate powiedziała:
- Gabriel, jak ten anioł? - słyszałam w jej glosie sarkazm.
- Ty możesz wpadać kiedy chcesz- mrugnął do Kate i się uśmiechnął.
Podbiegłam do drzwi i weszłam do pokoju zanim się zamknęły.

Muszę przyznać, że ciekawe opowiadanie!:)
OdpowiedzUsuńBardzo ładne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńhttp://marysiaofficialblog.blogspot.com
Świetnie piszesz, dobrze się czyta, czekam na następne rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
świetnie piszesz masz ogromny talent oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy post, będzie mi bardzo miło jak skomentujesz lub zaobserwujesz jak Ci się spodoba :3 http://kwiatowy-urok.blogspot.com/